Czy zarabiałem już jako dziecko? Czy już wtedy byłem przedsiębiorczy? Sprawdź, czym zajmowałem się jako dziecko!
Odpowiedź na te pytanie znajdziesz również w moim najnowszym filmie:
Witaj, nazywam się Marcin Kokoszka. Jestem seryjnym przedsiębiorca, dzielę się swoją wiedzą z zakresu budowania biznesu, sprzedaży i marketingu.
SUBSKRYBUJ: http://bit.ly/SubMarcinKokoszka
Materiał również dostępny do odsłuchania tutaj:
Na czym zarabiałem jako dziecko?
Dzisiaj, kiedy już mam za sobą ponad 20 rozwiniętych firm, jestem konsultantem, szkolę przedsiębiorców, szkolę z marketingu, mam aktualnie kilka firm, jestem w zupełnie innym miejscu.
Kiedy pytają się mnie:
“Marcin, a od czego to się zaczęło? Czy ty zawsze taki byłeś?”
Muszę powiedzieć, że naprawdę od bardzo, bardzo dawna byłem osobą przedsiębiorczą. Już jako dziecko zarabiałem, zarabiałem swoje pierwsze pieniądze.
Pamiętam, jak byłem jako dziecko u mojego wujka w sklepie.
Mój wujek miał sklepy papiernicze. Początkowo był chyba jeden, później miał kolejny sklep papierniczy: bloki, ołówki, kredki. Jako taki mały Marcinek za tą ladą ledwie głowę wystawiałem i widziałem, ile wujek ma tych kredek, ołówków, linijek, zeszytów, kolorów, kolorowanek, kolorowych papierów. Po prostu ogrom tego wszystkiego! To było dla mnie takie niesamowite. Mój wujek miał tego wszystkiego tak dużo.
Pamiętam, jak to robiło na mnie wrażenie i miałem takie przejawy przedsiębiorczości.
Idąc dalej w tym temacie, to jeden z pierwszych takich biznesów to było z ołówkami właśnie.
W szkole podstawowej, Pani się zapytała na plastyce, czy ktoś ma taki miękki ołówek. B6, B12. Były takie od B6 do B12. To były miękkie ołówki właśnie do rysowania, czy szkicowania. Zgłosiłem się jako jedyny w klasie. Wtedy Pani zapytała, czy mogę też innym załatwić. Oczywiście, że mogę załatwić.
Pamiętam jak od wujka kupowałem po 50 groszy, później sprzedawałem po złotówce; 1,10 zł ; 1,20; aż o tym się dowiedziała moja mama, która była nauczycielką w tej szkole. Tak skończył się ten mój taki biznes ołówkowy.
Szukałem ślimaków jako dziecko
Były takie skupy. Nie wiem, czy u Was na wsi też. Na wsi kiedyś przez cały maj był taki skup ślimaków. Tam sobie skupowali ślimaki. Trzeba było iść po taką lupę bez szkiełka. Jak znalazłeś ślimaka to sprawdzałeś czy on przechodzi przez tą lupę. Jeżeli przechodził to był za mały i trzeba było puścić go wolno. Jeżeli nie przechodził to był duży i wtedy można było go rzeczywiście wrzucić tam do wiaderka, czy do czegoś się tam uzbierało go włożyć i zanieść na ten skup.
Dostawało się jakieś tam pieniądze. Tam była waga i dostawało się za to jakieś określone pieniądze. Także moje wszystkie łąki, stare zawalone domy, czy jakieś tam miejsca, gdzie mogły być ślimaki były moje. Chodziłem, szukałem, zbierałem i później na sprzedaż. Tutaj już rzeczywiście myślałem sobie “Wow, fajnie, ekstra”. Dopóki się nie okazało, że to był po prostu jednomiesięczny skup tych ślimaków. Z końcem maja został zamknięty. Za te pieniądze pamiętam, że sobie kupiłem piłkę z napisem Jumbo, czarno białą, taką najbardziej klasyczną z klasycznych piłek do piłki nożnej. Wtedy myślałem, że już wszystko dobrze, dopóki nie zamknęli tego skupu. Nie byłem zadowolony z tego tytułu.
Nie chciałem się poddawać. Poszedłem, pozbierałem te ślimaki i przed domem przy chodniku przy drodze zrobiłem takie stoisko i zacząłem sprzedawać, a właściwie chciałem sprzedawać te ślimaki. Nie spotkało się to z dużym zainteresowaniem. Już teraz rozumiem co chciałem zrobić z takiej sprzedaży hurtowej w detaliczną, z eksportu. Poszedłem w jakąś sprzedaż lokalną, ale nie było badania rynku. Można powiedzieć, że nie zarobiłem.
Zresztą dużo z tych historii opisanych jest tutaj w książce Coaching wart milion: https://marcinkokoszka.com/produkt/ksiazka-coaching-wart-milion/
Pomagałem osobom, które mieszkały na wsi.
Drewno trzeba było zwieźć do piwnicy albo połupać właśnie drewno. Pamiętam też, że w wiosce obok był skup jabłek, więc też zbierało się te jabłka. Tata się pytał sąsiadów:
“Będziecie to zbierali?”
Odpowiadali:
“My tam pozbieraliśmy co chcieliśmy. Reszta to tam zgnije”
Z siostrami, czy z tatą brałem worek i to pozbieraliśmy. Coś tam z tego wpadło.
Byłem DJem
To był czasy liceum. Z moim przyjacielem mieliśmy jakiś tam sprzęt. On bardzo szybko zrobił prawo jazdy więc jeździł, mógł być kierowcą. Zdarzało się tak, że byliśmy na różnych imprezach, albo w jeden weekend na dwóch imprezach. Zdarzyły nam się jakieś złote wesela, a nawet stypa. Graliśmy i coś z tego wpadło.
Dla takiego dzieciaka, jak byłem w podstawówce czy później gimnazjum dodatkowe 20 50 zł to było coś. Wtedy ten pieniądz miał też inną wartość. Później w liceum jakaś stówka za właśnie takie granie, nawet do podziału, to zawsze coś było dodatkowego. Poza tym po prostu dobra impreza, czyli niby człowiek w robocie, a jednak na 18.
Jakiś czas temu poszedłem z Alicją na spacer.
Alicja wtedy miała około trzech latek, czyli już tak mówiła, ale była w wózku. Był wieczór, idę, ona w wózku i sobie rozmawiamy. Środek lata. Idziemy sobie i patrzę, chłopaki sprzedają wiśnie, czereśnie. Wołają mnie. Podchodzę do nich. Pytam się:
“Chłopaki, a to po ile?”
Jeden tam mówi, że to jest tutaj jeden kilogram, tyle i tyle zł, ale “jak Pan kupi pięć, to ma pan szósty kilogram gratis”. Oczywiście nie potrzebowałem 6 kilo czereśni, ale mówię:
“O, to mi się podoba”
Nie miałem pieniędzy przy sobie. Mówię: “Dobra, chłopaki, poczekajcie tu chwilę”. To już był gdzieś tam późniejszy wieczór, więc mówię: “Idę do domu po pieniądze, poczekajcie tutaj i to kupię”. Poszedłem do domu. Nie wziąłem drobnych, tylko jakieś 20 zł czy 50 zł, nie pamiętam. Wziąłem jakoś w całości, ale podczas tej drogi idę i rozmawiam z Alicją. Alicja mówi:
“A czemu Ty to kupujesz?”
Odpowiadam:
“Alicja jak byłem w ich wieku, to też takie rzeczy robiłem. Jako dziecko zbierałem ślimaki. Mi się bardzo podoba taka przedsiębiorczość. Jeżeli dzieciaki coś robią, być może to będzie taki impuls do tego, że teraz nie będą mieli porażki, że coś nie poszło, tylko właśnie będą mieli takie pozytywne wspomnienie. Uzbierali te czereśnie, byli tam i czekali aż w końcu sprzedali czereśnie. W związku z tym, że zrobili taką dosprzedaż, czyli zrobili jakieś pakietowanie, jakiś gratis zaproponowali więcej. Sprzedadzą więcej i być może to będzie miało jakiś wpływ później na ich karierę. Kiedy byłem w ich wieku to właśnie też takie rzeczy robiłem.”
Na co Alicja takim spokojnym głosem odpowiada:
“Wiesz tato? Kiedy byłam w ich wieku, też tak robiłam”
Popłakałem się wtedy ze śmiechu. Wziąłem te pieniądze, poszedłem, kupiliśmy te czereśnie, ale chłopaki nie mieli wydać. Mówię: “Dobra, spokojnie. Często chodzę na spacery, to mi wydacie przy okazji”. Następnego dnia idę sobie na spacer i nagle ten chłopak biegnie. Patrzę na co on: “Cały dzień pana szukałem, bo mam panu do wydania te pieniądze”. Podziękowałem, pogratulowałem, myślę: “Woooow, jak fajnie! Gościu dostał wynagrodzenie za swoją pracę, ale chciał być do końca taki uczciwy. Szukał właśnie gdzieś już wcześniej pytał gdzie mieszkam, bo to jak kupowałem to się pytał gdzie mieszkam. Mówiłem, że tam trzy ulice dalej”. Dojrzał mnie i dogonił. My jako dorośli możemy też wspierać inne osoby.
Grałem na giełdzie
To była naprawdę gra, to nie było inwestowanie. To był mały budżet na kontraktach terminowych. Pamiętam jak jeździłem do domu maklerskiego w Gliwicach. Dojeżdżałem za każdym razem kupując bilety pociągiem i tam sprzedawałem na miejscu jajka. Byłem ze wsi. Mieliśmy kury, więc brałem 20 jajek. Za każdym razem sprzedawałem je i dzięki temu miałem na bilety.
Pomyślcie jakim byłem graczem giełdowym. Dojeżdżając do domu maklerskiego, musiałem sprzedać jajka w tym domu maklerskim. Oczywiście tam chętnie inwestorzy kupowali, inwestorzy, maklerzy to kupowali te jajka. W ten sposób się rozwijałem. W ten sposób działałem.
Jak często jako osoby dorosłe myślimy o tym, że to nie jest idealny czas, a dzieciaki bardzo fajnie działają.
Dzieciaki są kreatywne. Od nas też dużo zależy, jak później te dzieci będą się właśnie rozwijały. W momencie kiedy opowiadam tą historie nie pierwszy raz już o tych dzieciach z tymi czereśniami, to usłyszałem też takie komentarze pod tytułem:
“No a jak z podatkami u tych dzieci?”
Myślę, a później mówię:
“Serio ma to sens, żeby o czymś takim w ogóle mówić?”
Nie no, żartuję, żartuję. To nie jest żart. To jest głupie pieprzenie. Teraz idziesz i takiemu dziecku coś powiesz. Często dorośli tak mają, że sobie coś tam żartują, a to nie jest żaden żart. Pomyśl sobie jako dziecko 8-10 letnie. Idzie zbiera te czereśnie, czy ślimaki, a później usłyszy taki komentarz:
“O dzisiaj to już tam nic nie sprzedasz. Idź już do dom”
Cytuję, jak to na Śląsku tak się mówi, albo właśnie jak ktoś mówi: “O z tego to to pieniędzy nie będzie” albo “A wziąłby się tam za naukę, albo inne jakieś rzeczy” albo “Co z podatkami?”. Jakieś takie rzeczy po prostu, które jeszcze strach wzbudzą w tych dzieciakach.
Nie róbcie takich rzeczy. Jeżeli coś takiego ma miejsce, to stańcie w obronie. Po prostu pochwalcie ich, po prostu zróbcie tak, żeby poczuli się jak bogowie.
Podzielcie się proszę w komentarzu Waszymi historiami. Po pierwsze tym czy też tego typu rzeczy robiliście, czy też w jakiś sposób jako dzieciaki zarabialiście. Na czym?
Szukasz pomocy?
Te i inne kwestie poruszam w moim autorskim 12 tygodniowy Programie Rozwoju Twojej Firmy. Zobacz agendę szkolenia tutaj: https://marcinkokoszka.com/produkt/12-tygodniowy-program-rozwoju-twojej-firmy-pakiet-podstawowy/
Potrzebujesz indywidualnego podejścia? Sprawdź moją ofertę doradztwa biznesowego: https://marcinkokoszka.com/sklep-doradztwo/
Informacje o moich szkoleniach znajdziesz tutaj: https://marcinkokoszka.com/sklep-szkolenia/
Zapraszam!